
- Dawno
zaczęłaś jeździć? – Zwróciłem oczy na zgrabną sylwetkę towarzyszki.
- Od
drugiego roku studiów, czyli jakieś osiem lat temu.
- Pięknie
jeździsz – pochwaliłem.
- Miałam
dobrego instruktora – uśmiechnęła się promiennie. – Mój były mąż mnie nauczył.
Prowadzi szkółkę narciarską każdej zimy w Bukowinie.
- A
dlaczego były? – zapytałem mało delikatnie, dopiero po chwili dodałem –
przepraszam.
- Rozeszliśmy
się po niecałych dwóch latach. To małżeństwo okazało się pomyłką – skwitowała
krótko, a ja o nic już nie pytałem. – A ty co robisz, bo nie mieliśmy okazji
porozmawiać wcześniej?
- Po
studiach zrobiłem aplikację radcowską i pracuję w biurze nieruchomości, którego
dyrektorem jest kolega mojego ojca. Nie jeździłem na nartach od pięciu lat, bo
szef nie chciał mnie puścić w zimie nawet na kilka dni.
- Ale
nie zapomniałeś – odpowiedziała ze śmiechem, puszczając do mnie oczko.
- Podobno
tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze. Tylko nogi bardziej bolą bez
treningu. – Też mrugnąłem jedną powieką.
Ruszyłem dalej, a Dagmara za mną.
Podjechaliśmy pod wyciąg, stając w kolejce. Czekało już kilkanaście osób.
Wyglądało, że nie będziemy zbyt długo czekać.. I po kilku minutach usiedliśmy
na dwuosobowym krzesełku. Czekała nas kilkunastominutowa jazda. Rozglądałem się
dookoła, podziwiając piękne widoki, słońce fantastycznie oświetlało wszelkie
załamania śniegu, wydobywając plastyczny obraz śladów nart. W oddali widziałem
narciarza, jadącego po dziewiczej trasie poza głównym szlakiem. Zostawiał za
sobą regularne półkola na białej powierzchni.
- Krzysztof,
a co u ciebie? Masz rodzinę?
- Nie
ożeniłem się jeszcze. Nie miałem czasu, można powiedzieć. Jak dotychczas, całą
energię skierowałem na osiągnięcie pewnej samodzielności zawodowej.
- Moje
małżeństwo okazało się pomyłką, jak powiedziałam. Nie zgadzaliśmy się w kwestii
dzieci i mojej pracy w kancelarii adwokackiej. Jarek nie chciał zrozumieć, że
mogę pracować i mieć dziecko. Rozeszliśmy się, na szczęście bez targów.
- Widzę,
że humor cię nie opuszcza.
- Było,
minęło. To już cztery lata od rozwodu. Oswoiłam się z tym. Mam nadzieję spotkać
jeszcze tego wymarzonego. Mam życie przed sobą.
- Poznałem
kilka kobiet, ale żadna nie zawróciła mi w głowie. A tak naprawdę, dobrze mi w
tej chwili samemu. Ale nigdy nic nie wiadomo do końca. – mówiąc to uśmiechnąłem
się do Dagmary.
Ona odwzajemniła ten uśmiech z
dziwnym błyskiem w oku. Siedziała w milczeniu i obserwowała narciarzy na trasie
pod wyciągiem. Po chwili dojechaliśmy na górę. Jeździliśmy do popołudnia, a
koło szesnastej zaprosiłem Dagmarę na kiełbaski i herbatę przy dolnej stacji
wyciągu. O zmierzchu ruszyliśmy do schroniska. Zjazd nartostradą zabrał nam
zaledwie dziesięć minut. Zostawiłem Dagmarę w pokoju, żeby mogła zmienić
ubranie, a sam poszedłem do gospodarza zapytać, czy dostaniemy kolację.
Powiedział, że przygotuje coś za godzinę. Gdy wróciłem do sali, ona już była
gotowa. Niespodziewanie przytuliła się do mnie i musnęła ustami moje. Serce mi
podskoczyło. Nie spodziewałem się tego. Posadziłem ją na łóżku, a sam usiadłem
obok.
- To
było bardzo przyjemne – powiedziałem z uśmiechem.
- Krzysztof,
już dziesięć lat temu zwróciłam uwagę na ciebie. Ale przez ten czas nie
myślałam o tobie. Poznałam Jarka, skończyłam studia, zaczęłam aplikację
adwokacką, pracowałam. Pobraliśmy się na początku ostatniego roku. On często
wyjeżdżał, więc spokojnie skończyłam rok i obroniłam pracę magisterską.
- Podobnie
ja, tylko z jedną różnicą, jestem radcą prawnym, a nie adwokatem. To biuro, to
warszawski pośrednik w handlu nieruchomościami, podlega ministerstwu
budownictwa. Płacą nieźle, choć do zarobków adwokatów nie mogę się równać.
- W
Krakowie jest kilku dobrych adwokatów. Jeden z nich zaoferował mi staż w
trakcie aplikacji, a potem zatrudnił na stałe. Też nieźle płaci, wystarcza mi
na spokojne życie, nawet mogłam kupić samochód. Mam pięcioletniego Wartburga.
Mieszkanie mam po ojcu, który zmarł niespodziewanie dwa lata temu na serce.
- Przykro
mi.
- Mieszkam
z mamą, nie chciałam zostawiać je samej. Z Jarkiem wynajmowaliśmy pokój z
kuchnią. Po rozwodzie został tam.
- Dagmara,
nie wiem co ty czujesz, ale nic ci nie obiecuję. A co będzie, nie mam pojęcia.
- Z
jednego się cieszę, że nie będę musiała sama jeździć. Pewnie spotkam kogoś
znajomego, ale cieszę się że spotkałam ciebie.
- Ja
też się cieszę z tego spotkania. Jak mam być szczery, zapomniałem o tej
dziewczynie sprzed dziesięciu lat.
- Dagmara
– zza drzwi rozległ się głos pana Stasia – kolacja gotowa, chodźcie do holu.
Po jedzeniu wyszliśmy na spacer
po okolicy. Rozmawialiśmy o dawnych koleżankach i kolegach, kilka osób z
Krakowa przeniosło się do Warszawy. Do schroniska wróciliśmy trochę po
dwudziestej drugiej. Szybko spać, bo dało znać zmęczenie nocną podróżą. Nad
ranem poczułem chłód, kołdra odchyla się i ktoś wsunął się obok mnie.
- Zimno
mi – doszedł do mnie szept Dagmary.
- To
chodź bliżej, nie ugryzę – mówiąc to, przygarnąłem ramieniem chłodne ciało dziewczyny.
Po chwili rozluźniła się i
przytuliła mocniej. Przez pidżamę wyczułem, że nie ma bielizny pod spodem.
Mruknęła cicho, że już ciepło i zasnęła. Ja nie mogłem już spać. Po głowie
chodziły mi tysiące myśli. Podobała mi się, a równocześnie zbyt mało ją znałem,
żeby tak szybko się angażować. Poczułem lekkie poruszenie pod kołdrą. To
Dagmara mocniej wtuliła się we mnie. Nie zasnąłem już do rana.
C.D.N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz