Oślepiające
światło, przesuwający się szybko szpaler drzew i nagle cień umykającej
zwierzyny. W tej samej sekundzie cały świat zawirował i zapadła kompletna
ciemność... Ostatnie, co zapamiętała, to nogi sarny nad szybą samochodu.
Słyszała głosy,
ale nic nie widziała. Chciała otworzyć oczy, lecz coś jej przeszkadzało.
Spróbowała ruszyć ręką, jakiś ciężar nie pozwalał, a przez bark przebiegła
iskra piekielnego bólu, aż jęknęła.
– Chyba wraca do
nas. – Dotarły do niej słowa jakiejś kobiety. – Nareszcie.
– Ma szczęście
- usłyszała męski głos, dziwnie
znajomy, ale nie mogła zidentyfikować właściciela.
– Jakie
szczęście? Nic nie rozumiem... – z trudem wyszeptała niewyraźnie i ponownie
zapadła w mrok.
* *
*
Wszystko zaczęło
się pięć lat wcześniej, w lecie, po maturze. Jako prezent za dobrze zdane
egzaminy i zdobycie miejsca na Akademii Sztuk Pięknych z drugą lokatą, rodzice
zafundowali Monice wyjazd do Chorwacji na rejs jachtem ze swoimi znajomymi.
Dziewczyna
kochała żeglarstwo, rok przed maturą zdała egzamin na sternika. Propozycja
rodziców bardzo ją ucieszyła, szczególnie że dobrze znała całą rodzinę, z którą
miała spędzić ponad dwa tygodnie. Już dawno marzyła o morskim żeglowaniu po
błękitnych wodach Adriatyku. Miała nadzieję na wspaniałe dwa tygodnie.
Do Splitu Monika
z Kasią i jej rodzicami poleciała samolotem w piątek rano. Brat Kasi Robert ze
swoim przyjacielem Markiem, studentem piątego roku medycyny, mieli dojechać
samochodem z bagażami dopiero późnym wieczorem. W południe przejęli jacht –
trzydziestostopową „Bavarię”. Kapitan Kazimierz z żoną Justyną zajęli kabinę na
rufie, a dziewczyny szybko zadomowiły się w przedziale dziobowym. Chłopcom
pozostawili miejsce w mesie, stanowiącej równocześnie salon i jadalnię z
kącikiem kambuzowym. Dwie hundkoje pod kokpitem pozostały wolne.
Monika
zastanawiała się, jak teraz wygląda Robert, ponieważ od ostatniego spotkania z
nim minęło już sporo czasu, ponad dwa lata. Z niecierpliwością czekała na jego
przyjazd, jako że od dawna podkochiwała się w studencie, ale on zupełnie nie
zwracał na nią uwagi.
Chłopcy dotarli
po południu, nawet szybciej, niż zamierzali, gdyż warunki na drodze pozwoliły
jechać sprawnie i bez żadnych przeszkód. Szybko przenieśli bagaże na jacht.
Monika kilkakrotnie zerkała ukradkiem na Roberta, uśmiechając się. Nie
brakowało również okazji do „przypadkowych” dotknięć. Poruszyło to Roberta,
który dotychczas nie zauważał dziewczyny. Zaczynał widzieć w niej interesującą,
młodą kobietę.
Jeszcze tego
samego popołudnia zdążyli zrobić zakupy na kilka dni. W ramach opłaty za jacht
mieli darmowy postój w Splicie, Dubrowniku i Rijece, w częściach marin
przeznaczonych dla firmy czarterowej. Postanowili nie wypływać na noc,
szczególnie że zamierzali trochę zwiedzić Split, jedno z ciekawszych miast na
wybrzeżu Adriatyku.
Pod wieczór
Monika usiadła w kokpicie z blokiem rysunkowym na kolanach. Słońce powoli
opadało do linii horyzontu, odbijając się czerwonawym blaskiem od tafli
spokojnego morza, miejscami marszczonego przez delikatną, wieczorną bryzę.
Zapatrzona w ten widok, przelewała go na papier. Nagle jakaś łódka,
przepływając przez smugę światła, zasłoniła pomarańczową tarczę, zawieszoną
nisko nad linią oddzielającą wodę od nieba. Ręka z ołówkiem błyskawicznie,
kilkoma kreskami, uchwyciła ten moment – żagle na tle zachodzącego słońca.
– Pięknie ci to
wyszło! – Kasia zachwycała się. – Chciałabym tak umieć.
– Jakoś mi tak
samo wyszło – odparła skromnie. – Lubię rysować, najczęściej samym ołówkiem.
– Powinnaś
studiować malarstwo albo rysunek.
– Właśnie zdałam
na ASP, mam nadzieję, że jeszcze się dużo nauczę. Na razie to tylko takie
tam... próby...
– Ależ to jest
niesamowite, wierz mi!!! – Kasia podziwiała szare i czarne kreski na białym
tle. – Na pewno jeszcze niejeden ekscytujący widok uwiecznisz podczas rejsu.
– Może...
– Chcesz piwo?
Powinno już się schłodzić.
– Tak, poproszę.
– Monika oderwała wzrok od zachodzącego słońca.
Postać Kasi
znikła w zejściówce, a po chwili ukazała się ponownie, z puszką w ręku.
– Proszę. –
Podała rysowniczce napój.
–Dzięki! Chłodne
piwo nie jest złe w taki gorący wieczór. A gdzie reszta towarzystwa?
– Rodzice poszli
na spacer po porcie, a chłopcy też gdzieś zniknęli, pewnie chcą popróbować
miejscowych drinków w którejś z okolicznych knajpek.
Słońce już
całkiem schowało się za morzem, tylko jaśniejszy odblask na wodzie zdradzał, po
której stronie. Pierwsze gwiazdy zamrugały nad masztem. Z oddali dziewczyny
słyszały przytłumione dźwięki muzyki, grającej gdzieś poza najbliższym
otoczeniem mariny.
Kazimierz
zarządził pobudkę koło ósmej i po śniadaniu wszyscy zeszli na ląd. Prawie w
samym porcie, nad wodą znajdował się wspaniały zabytek Pałac Dioklecjana, który
chcieli zobaczyć.
Monika przez
cały czas obserwowała Roberta, opowiadającego ze znawstwem o rezydencji, która
została zbudowana na przełomie trzeciego i czwartego wieku. No, ale to wydawało
się oczywiste, że jako student architektury musiał się uczyć o różnych
budowlach, ich historii, konstrukcji i rozwiązaniach
techniczno-architektonicznych. Nagle dostrzegła, że Robert, opowiadając, przez
cały czas patrzy na nią, jakby mówił specjalnie do niej. Serce zaczęło mocniej
bić i przestała na chwilę oddychać. Zobaczyła wbite w nią najpiękniejsze oczy
na świecie, ciemnobrązowe, prawie czarne. Było w nich pożądanie pomieszane z
czułością i radością. Wyobraziła sobie, jak obejmują ją silne, męskie ramiona.
Przez ciało przebiegł dreszcz podniecenia, a między udami poczuła wilgoć.
Żołądek skurczył się jak zaciśnięta pięść. Ledwo utrzymała się na nogach.
– Słabo ci? –
zapytała Kasia, zaniepokojona nagłym drżeniem koleżanki.
– Nie... tylko
twój brat popatrzył tak na mnie... i utonęłam w jego oczach – odpowiedziała
cichym głosem.
– Tylko uważaj!
Zmienia dziewczyny dwa razy w roku. – Kasia przekornie uśmiechnęła się do niej.
– Widocznie
żadna nie była tą, na którą czeka. – Monika odzyskała równowagę, a przynajmniej
udawała, że tak jest, bo w dalszym ciągu odczuwała skurcz w żołądku.
– Może i masz
rację... Zresztą sama zauważyłam to jego spojrzenie. Na żadną tak nie patrzył.
Po
południu całe towarzystwo poszło na plażę, kamienistą jak prawie całe wybrzeże
Adriatyku. Robert nie spuszczał oczu z Moniki. Jego też trafiło. Choć widywał
ją od czasu do czasu, zawsze uważał za małą dziewczynkę, która jest koleżanką
siostry. Jeszcze nie wiedział, że to pokrewna dusza, bo przecież architektura i
rysunek to zbliżone dziedziny, ale coś go w niej urzekało. Może te
błękitno-zielone oczy, w których zobaczył zachwyt budowlami Splitu; może
nieuchwytny zapach feromonów. Sam nie wiedział, dlaczego w momencie
skrzyżowania spojrzeń przed południem, w Pałacu tak się zachowała, bo zauważył,
że ewidentnie się zmieszała. Teraz podziwiał, z jakim wdziękiem poruszała się w
wodzie, pływając wzdłuż brzegu na plecach. Niewielkie piersi, skryte pod białym
stanikiem, zmieniały położenie w takt ruchów ramion. Patrzył jak urzeczony,
odkrył w Monice młodą, atrakcyjną kobietę. Krew zaczęła spływać między uda, a
kąpielówki zrobiły się dziwnie ciasne.
Wstał szybko i
wszedł do morza. Nie chciał, żeby ktoś odkrył, jak własny organizm go zdradza.
Przyjemnie chłodna woda ostudziła ciało, ale nie umysł. Pływając, ciągle miał
przed oczami obraz szczupłej blondynki w białym bikini. Nawet nie spostrzegł,
jak zbliżył się do obiektu swoich myśli, dopiero dźwięczny głos przywołał go do
rzeczywistości.
– Uważaj! –
Dobiegł go okrzyk.
– Przepraszam –
odpowiedział – zamyśliłem się.
– Pewnie
płynąłbyś tak i płynął, nie zauważając, że oddalasz się od brzegu, a szkoda by
było, żebyś się utopił. – Uśmiechnęła się, pokazując białe ząbki.
– Naprawdę!? A
komu? – Udał zdziwienie, patrząc jej prosto w oczy.
– A może mnie...
– przekomarzała się wesoło.
– Nie wierzę!
Ale miło słyszeć, że ktoś mnie choć trochę lubi. – Podjął grę. – Śliczna jesteś
w tej wodzie.
– Dziękuję! –
Zarumieniła się. – A ty dobrze pływasz, widziałam!
– A tam, dobrze,
utrzymuję się na wodzie i tyle... –
zbliżył się do Moniki i przejmując inicjatywę, złapał ją za rękę.
Poczuł, że
dziewczyna drgnęła, jakby poraził ją prąd. Przyciągnął, objął i zatopił wzrok w
błękitno-zielonych oczach. Odgarnął mokre włosy z czoła. Nie uciekła przed nim,
nawet mocniej przywarła do torsu Roberta, a ich usta spotkały się w pierwszym
pocałunku - początkowo nieśmiałym, ale z każdą chwilą bardziej namiętnym.
Smakowali się nawzajem.
– Gdzie ja
miałem oczy? – zapytał chłopak, gdy przerwali dla nabrania powietrza.
– Ślepy byłeś,
bo widywałeś mnie dość często...
– Widywałem, ale
nie widziałem, zawsze miałem ciebie za małą dziewczynkę...
– Dorosłam –
odcięła się z filuternym uśmiechem, wysunęła z jego ramion i odpłynęła w stronę
brzegu.
– Zaczekaj!!! –
Zaczął gonić Monikę, rozpryskując wodę zamaszystymi ruchami.
Zdyszani dopadli
do brzegu i usiedli obok siebie na dużym, jasnym kamieniu, przez cały czas
trzymając się za ręce. W milczeniu obserwowali drobne fale, rozbijające się z
delikatnym szumem o małe otoczaki na brzegu. Reszta towarzystwa już dawno
wróciła do portu, więc na plaży zostali sami.
W głowie Moniki
myśli galopowały z prędkością światła. Oczywiście, spore zgrubienie w
kąpielówkach Roberta nie uszło jej uwagi. Dotychczas nie miała żadnych
doświadczeń seksualnych, może poza jakimiś drobnymi pieszczotami z dawnym
chłopakiem, ale to było rok przed maturą. Wiedziała, że inne koleżanki spały ze
swoimi partnerami, ale jeszcze nie czuła takiej potrzeby. Sama czasem
dopieszczała się, ale tylko sporadycznie. Całą energię kierowała na zdanie
matury i przygotowanie do egzaminu na Akademię Sztuk Pięknych. Dopiero teraz,
kiedy zobaczyła Roberta, poczuła chęć nawiązania bliższego kontaktu, nawet
bardzo bliskiego. To uderzyło ją niesamowicie mocno, ale zarazem nie bała się
tego uczucia. Nagle zapragnęła go jako mężczyzny, partnera życiowego i
przyjaciela. Wszystko naraz... zadrżała.
– Co się stało?
– Robert złapał ją mocniej za rękę, równocześnie drugą objął drobne ciało.
– Nie... nic.. –
odparła cicho.
– Przecież
czuję... – szepnął miękko, prosto do ucha dziewczyny. – Powiesz mi?
– Nie wiem... to
jest nierealne, niemożliwe, żeby było prawdą. – Przytuliła się mocno do
siedzącego obok.
Robert zwrócił
twarz w stronę Moniki i uważnie spojrzał w oczy. Nagle pochylił się i dotknął
jej warg swoimi ustami. Oddała pocałunek z siłą, jakiej się nie spodziewał.
Przywarła do niego całą sobą. Oczekiwała od niego tego pierwszego kroku, teraz
już nic nie mogło jej powstrzymać. Wszystko dookoła przestało istnieć, tylko
ona i on, nawet twarde kamienie im nie przeszkadzały. Trwali tak przez
kilkanaście sekund, języki mocno walczyły o to, który wtargnie do ust
przeciwnika. Dopiero jak zabrakło im powietrza, oderwali się od siebie.
– Do dziś
widziałem w tobie tylko małą dziewczynkę, a w międzyczasie dorosłaś – Robert
wydyszał te słowa prosto w usta dziewczyny. – Co było, to już nieważne, właśnie
zrozumiałem, że cię kocham. I na ciebie czekałem...
– Ja jeszcze nie
wiem tego na pewno, ale jak nasze spojrzenia trafiły na siebie w Pałacu
Dioklecjana, to dotarło do mnie, że bardzo mi się podobasz, zatkało mnie... –
wyszeptała cichutko. I dodała, jakby przerażona tym, co się wydarzyło. – Już
późno, wracajmy na jacht.
Wstali z
nagrzanych słońcem kamieni i wolno, trzymając się za ręce, wracali w stronę
portu, przystając co chwilę na krótkie pocałunki. Na pokładzie czekała na nich
kolacja.
Po posiłku Kasia
przysiadła w kokpicie obok Moniki.
– Długo was nie
było – zaczęła. – Oczy ci promienieją. Wydarzyło się coś...?
– Musieliśmy
chwilę porozmawiać – odpowiedziała, czując, jak jej policzki płoną czerwienią.
– Tylko mi nie
mów, że zakochałaś się w moim bracie! – Z przekornym uśmiechem Kasia odwróciła
twarz w stronę koleżanki.
– A właśnie, że
tak się stało... chyba... – odparła poważnie. – Spadło to na mnie jak grom z
jasnego nieba. Znam go już tyle lat... Jak ci już powiedziałam, utonęłam dziś w
jego oczach. I to na dobre. A tam, na plaży, Robert powiedział, że jestem tą,
na którą czekał, którą pokochał.
– Widzę, że
mocno cię wzięło. – Kasia spoważniała.
– Wiesz,
dotychczas nie myślałam o chłopakach, zdawałam maturę, egzaminy i całkiem nie
tęskniłam za nimi. Teraz też myślę, że jest jeszcze za wcześnie, ale z drugiej
strony, rzadko trafia się ktoś taki, co to nagle zbija cię z tropu, powoduje
drżenie kolan...
Uznając rozmowę
za zakończoną, wstała i poszła do kabiny po szkicownik i zaczęła rysować port
ze stojącymi przy pomostach jachtami i motorówkami, pięknie oświetlonymi
pomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca. Mimo, że ołówek biegał po
papierze, wiernie oddając widok przystani, myśli Moniki ciągle krążyły wokół
tego, co wydarzyło się na plaży. Popatrzyła na kartkę i doszła do wniosku, że
wystarczy, obrazek jest gotowy. Wzięła czysty arkusz i nakreśliła ludzką głowę,
bezwiednie nadając jej rysy Roberta, takie jak zapamiętała w trakcie rozmowy na
plaży. Z tego arkusza spoglądała na nią uśmiechnięta twarz młodego człowieka, z
radosnymi oczami i delikatną bruzdą na czole.
– Ty chyba masz
fotograficzną pamięć. – Z zadumy wyrwał ją głos należący do tegoż właśnie
młodego człowieka.
– Nie patrz, to
jeszcze nie skończone. – Niezadowolona zasłoniła portret ręką. Nie lubiła, gdy
ktoś oglądał jej pracę w trakcie tworzenia.
– Proszę, pokaż
mi. – Delikatnie odsunął jej dłoń.
W milczeniu przyglądał
się twarzy, która widniała na szkicu. Objął ramię rysowniczki i przytulił jej
głowę do policzka. „Jak mało o niej wiem, wyrosła na piękną dziewczynę. A przy
tym bardzo uzdolnioną plastycznie” – myślał. – „Co siedzi w tej główce?”
Ten gest
sprawił, że nie mogła się na niego pogniewać. Postanowiła zejść do portu na
mały spacer.
– Przejdziesz
się ze mną...? – nieśmiało zaprosiła Roberta.
– Z tobą zawsze
– zgodził się z uśmiechem. – Pooglądamy jachty w porcie.
Złożyła
przybory, zaniosła do kabiny. Naciągnęła bawełnianą koszulkę, z rozmysłem nie
zakładając pod nią stanika. Razem zeskoczyli na pomost. Zapadał zmierzch i na
zacumowanych łodziach zaczęły pojawiać się światła. Słyszeli odgłosy
przytłumionych rozmów. Wąska uliczka poprowadziła ich nieco w górę i z tej
perspektywy port wyglądał bajecznie – małe ogniki bulajów znaczyły miejsca
postoju poszczególnych jednostek, równocześnie kreśląc mapę portu. W oddali
widzieli kolorowe światła nawigacyjne pokazujące wejście za falochron. Po
chwili wszystko znikło za wzgórzem, a po drugiej stronie zobaczyli teraz już
szare morze, rozjaśnione resztkami promieni słońca, skrytego tuż za horyzontem.
Uliczka kończyła się maleńkim placykiem na szczycie, a dalej, w dół, prowadziła
wąska ścieżynka, wydeptana w suchej trawie. Panowała kompletna cisza. Tu nie
dochodziły odgłosy portu i miasta, a morze, gładkie jak lustro, nie wydawało
żadnego szumu. Znaleźli miejsce, w którym natura uformowała trawiaste zbocze w
stopnie, tworzące małą ławeczkę. Usiedli w milczeniu. Monika z ufnością oparła
głowę na ramieniu chłopaka, a ten objął ją i przytulił do siebie.
– Ale tu
spokojnie i cicho – szepnęła.
– Nawet woda
spokojna, jak rzadko – odpowiedział również szeptem – jakby wszystko było
zawieszone gdzieś w przestrzeni.
W dole, po gładkiej
tafli przesuwał się oświetlony jacht, z ledwie słyszalnym brzęczeniem silnika.
Monika ciągle myślała o tym, co poczuła dzisiaj do Roberta; co Kasia
powiedziała o bracie. Nie była jeszcze całkiem gotowa na miłość, to wszystko
działo się bardzo szybko, jak dla niej, zbyt szybko... a równocześnie serce
podpowiadało jej, że chłopak jest tym, na którego czekała. Bała się i
chciała... ale sama jeszcze nie wiedziała czego. Zapragnęła dać mu sygnał, że
nie jest jej obojętny. Znajome drżenie w podbrzuszu pojawiło się ponownie.
Podniosła głowę i pocałowała chłopaka. Chwyciła go za rękę i położyła ją na
piersi.
Robert
zareagował na ten ruch ze sporym zdziwieniem, ale i zadowoleniem. Pragnął tego
samego, ale bał się, że spłoszy dziewczynę, czekał na sygnał z jej strony.
Delikatnie zamknął w dłoni niewielką, kształtną półkulę, czując pod ręką
przyspieszone bicie serca. Zrobiło mu się ciasno w szortach. Zaczął lekko
masować piersi dziewczyny. Brak stanika tylko ułatwiał dostęp, brodawki
stwardniały pod dotykiem. Usłyszał przyspieszony oddech. Przywarli plecami do
naturalnego oparcia z trawy. Robert całował Monikę po szyi, ramionach i znów w
usta, rozgniatając wargi. Nie mógł uwierzyć w szczęście, które samo przyszło do
niego pod postacią tej młodej kobiety.
Siedzieli obok
siebie na ciepłej ziemi. Dziewczyna nieśmiało muskała podbrzusze chłopaka. Bała
się, lecz chciała dotknąć członka. Nakryła go dłonią. Z każdą sekundą przez
cienki materiał spodni wyraźnie wyczuwała, jak pulsując, rośnie i sztywnieje.
Robert drgnął i mocniej zacisnął palce na piersi. Kobieta jęknęła bezwiednie, a
ręka mocniej objęła przyrodzenie, delikatnie masując. Świadomość, że ma w dłoni
twardą męskość, a na piersi dłoń mężczyzny spotęgowała podniecenie. Wystarczyła
chwila, by młodzi ludzie osiągnęli prawie równoczesny orgazm. Monika wygięła
się na moment i opadła na miękkie podłoże. W tym samym momencie poczuła skurcze
penisa pod dłonią.
Stracili rachubę
czasu, nie wiedzieli, jak długo siedzieli przytuleni na tej naturalnej
ławeczce.
– To było
cudowne... – szepnęła Monika.
– Ćśśś... nic
nie mów. – Robert objął ją i czule pocałował. Pozostali na miejscu jeszcze
kilka minut, tuląc się do siebie bez słów.
Objęci, wolno
wrócili do portu. Tam okazało się, że Kasia z Markiem poszli do małej knajpki
na piwo, a na pokładzie zostali Kazimierz z Justyną. Siedzieli w kokpicie,
popijając miejscowe wino, które okoliczni mieszkańcy przynosili do portu w
dużych butlach i sprzedawali po trzy euro za litr. Zaproponowali młodym po
kieliszku trunku, ale dziewczyna podziękowała i zeszła pod pokład., a Robert został z
rodzicami.
Monika położyła
się na koi. Mocno przeżywała zdarzenie ze spaceru. Jej myśli krążyły wokół
pieszczot na wzgórzu. Czy dobrze zrobiła, dając sygnały inicjujące zbliżenie.
Dotychczas całą uwagę skupiała na nauce, płeć przeciwna zbytnio jej nie
interesowała. Dzisiejszy poranek w Pałacu Dioklecjana, skrzyżowane spojrzenia i
skurcz żołądka uzmysłowiły jej, że oprócz szkoły, matury czy studiów istnieje
też realny świat, a wieczorny spacer z Robertem odkrył w niej potrzebę miłości
i przyjemność z intymnej bliskości dwojga ludzi. Przeżyła dziś taką radość z
pieszczot, jakiej jeszcze dotychczas nie zaznała. Zapragnęła czegoś więcej.
Przeczuwała, że z Robertem może przeżyć swój „pierwszy raz”. Co więcej, chciała
tego właśnie z nim.
* **
Marek z Kasią
zdecydowali się na spacer po Splicie. Niedaleko portu znaleźli mały pub, który
oferował różne rodzaje piwa. Zamówili po kuflu chłodnego, czeskiego Urquella.
Chłopak cały czas obserwował dziewczynę. Podobała mu się jej żywiołowość i
ciągły uśmiech na twarzy. Ta młoda kobietka po prostu wpadła mu w oko.
Zastanawiał się tylko, czy ona też będzie chętna na bliższą znajomość.
Usiedli przy
małym stoliku w ogródku, skąd roztaczał się widok na port i okoliczne wzgórza.
Słońce kończyło już swoją wędrówkę po niebie, dotykając widnokręgu. Z każdą
minutą przybywało światełek, zapalanych na łodziach, a na wzniesieniu po
południowo-wschodniej stronie błyskała latarnia morska, sygnalizująca położenie
wejścia do mariny.
– Tego mi było
trzeba po tym gorącym dniu – Kasia z zalotnym uśmiechem zwróciła się do Marka,
kosztując chłodnego, złocistego napoju.
– Mnie też... –
odparł odwzajemniając uśmiech.
Przez chwilę
rozmawiali luźno o rejsie, mieście i jego zabytkach. Wreszcie rozmowa zeszła na
bardziej osobiste tematy.
– A ty, co
robisz? – zapytał chłopak.
– Za rok zdaję
maturę, a potem jeszcze nie wiem dokładnie. Mam rok na myślenie, ale coś
związanego z historią, bo to mnie interesuje najbardziej. Może archeologia,
lubię poznawać dawne dzieje. Jak rozwijał się świat, jak żyli ludzie przed
wiekami – dziewczyna snuła marzenia o swojej przyszłości.
– To jest
fascynujące. Szkoda, że na medycynie nie mam zbyt wiele czasu na dodatkowe
zainteresowania. Może później, bo historia też mnie pociąga.
– I co, na
imprezy też brak ci czasu? – zapytała z udaną powagą.
– Rzadko mam na
to czas. Może w przyszłym roku to się zmieni, bo będzie mniej zajęć na uczelni.
Po takiej
odpowiedzi Kasia zamyśliła się. Wpadł jej do głowy szalony pomysł – postanowiła
poderwać Marka, przynajmniej na czas rejsu, a co stanie się w przyszłości, to
już inna sprawa. Nigdy nie brakowało jej odwagi w inicjowaniu kontaktów z
chłopakami, nie istniały dla niej
ograniczenia. W dość krótkim okresie zdążyła już zdobyć pewne doświadczenie z
płcią przeciwną. Pierwszy raz kochała się ze swoim chłopakiem mając szesnaście
lat i pomimo bólu z tym związanego, zachowała dobre wspomnienia. Później już
było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Seks sprawiał Kasi dużą frajdę. Od dwóch
miesięcy nie spotykała się z nikim i zatęskniła za tymi przyjemnymi
przeżyciami. Marek stanowił dobry cel. Niedaleka przyszłość zapowiadała się
niezwykle ciekawie, a nadchodzące dni pokażą, czy dziewczynie uda się
zrealizować swoje pragnienia...
Ciekawie zapowiadająca się opowieść, ale ciągu dalszego brak :(
OdpowiedzUsuń