czwartek, 2 czerwca 2016

Spotkanie po latach... cz. II



Wjechaliśmy na górę, stok powitał nas pięknym śniegiem, temperaturą minus dwanaście stopni i sporą ilością narciarzy kierujących się w stronę Hali Gąsienicowej. Przeszliśmy przez grzbiet w stronę trasy prowadzącej ze szczytu do Kotła Goryczkowego. Dalej nartostrada prowadziła do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego. Zapięliśmy klamry i ruszyli w dół. Jechałem trochę wolniej i obserwowałem Dagmarę. Poruszała się płynnie i gracją, kręcąc po stromym stoku. Spod nart co chwilę tryskały pióropusze śniegu. Dość szybko pokonaliśmy stromiznę, po drodze wyprzedziłem dziewczynę i pierwszy zatrzymałem się u podnóża góry. Po kilku sekundach Dagmara stanęła obok.
-          Dawno zaczęłaś jeździć? – Zwróciłem oczy na zgrabną sylwetkę towarzyszki.
-          Od drugiego roku studiów, czyli jakieś osiem lat temu.
-          Pięknie jeździsz – pochwaliłem.
-          Miałam dobrego instruktora – uśmiechnęła się promiennie. – Mój były mąż mnie nauczył. Prowadzi szkółkę narciarską każdej zimy w Bukowinie.
-          A dlaczego były? – zapytałem mało delikatnie, dopiero po chwili dodałem – przepraszam.
-            Rozeszliśmy się po niecałych dwóch latach. To małżeństwo okazało się pomyłką – skwitowała krótko, a ja o nic już nie pytałem. – A ty co robisz, bo nie mieliśmy okazji porozmawiać wcześniej?
-          Po studiach zrobiłem aplikację radcowską i pracuję w biurze nieruchomości, którego dyrektorem jest kolega mojego ojca. Nie jeździłem na nartach od pięciu lat, bo szef nie chciał mnie puścić w zimie nawet na kilka dni.
-          Ale nie zapomniałeś – odpowiedziała ze śmiechem, puszczając do mnie oczko.
-            Podobno tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze. Tylko nogi bardziej bolą bez treningu. – Też mrugnąłem jedną powieką.
Ruszyłem dalej, a Dagmara za mną. Podjechaliśmy pod wyciąg, stając w kolejce. Czekało już kilkanaście osób. Wyglądało, że nie będziemy zbyt długo czekać.. I po kilku minutach usiedliśmy na dwuosobowym krzesełku. Czekała nas kilkunastominutowa jazda. Rozglądałem się dookoła, podziwiając piękne widoki, słońce fantastycznie oświetlało wszelkie załamania śniegu, wydobywając plastyczny obraz śladów nart. W oddali widziałem narciarza, jadącego po dziewiczej trasie poza głównym szlakiem. Zostawiał za sobą regularne półkola na białej powierzchni.
-            Krzysztof, a co u ciebie? Masz rodzinę?
-          Nie ożeniłem się jeszcze. Nie miałem czasu, można powiedzieć. Jak dotychczas, całą energię skierowałem na osiągnięcie pewnej samodzielności zawodowej.
-          Moje małżeństwo okazało się pomyłką, jak powiedziałam. Nie zgadzaliśmy się w kwestii dzieci i mojej pracy w kancelarii adwokackiej. Jarek nie chciał zrozumieć, że mogę pracować i mieć dziecko. Rozeszliśmy się, na szczęście bez targów.
-          Widzę, że humor cię nie opuszcza.
-          Było, minęło. To już cztery lata od rozwodu. Oswoiłam się z tym. Mam nadzieję spotkać jeszcze tego wymarzonego. Mam życie przed sobą.
-            Poznałem kilka kobiet, ale żadna nie zawróciła mi w głowie. A tak naprawdę, dobrze mi w tej chwili samemu. Ale nigdy nic nie wiadomo do końca. – mówiąc to uśmiechnąłem się do Dagmary.
Ona odwzajemniła ten uśmiech z dziwnym błyskiem w oku. Siedziała w milczeniu i obserwowała narciarzy na trasie pod wyciągiem. Po chwili dojechaliśmy na górę. Jeździliśmy do popołudnia, a koło szesnastej zaprosiłem Dagmarę na kiełbaski i herbatę przy dolnej stacji wyciągu. O zmierzchu ruszyliśmy do schroniska. Zjazd nartostradą zabrał nam zaledwie dziesięć minut. Zostawiłem Dagmarę w pokoju, żeby mogła zmienić ubranie, a sam poszedłem do gospodarza zapytać, czy dostaniemy kolację. Powiedział, że przygotuje coś za godzinę. Gdy wróciłem do sali, ona już była gotowa. Niespodziewanie przytuliła się do mnie i musnęła ustami moje. Serce mi podskoczyło. Nie spodziewałem się tego. Posadziłem ją na łóżku, a sam usiadłem obok.
-          To było bardzo przyjemne – powiedziałem z uśmiechem.
-            Krzysztof, już dziesięć lat temu zwróciłam uwagę na ciebie. Ale przez ten czas nie myślałam o tobie. Poznałam Jarka, skończyłam studia, zaczęłam aplikację adwokacką, pracowałam. Pobraliśmy się na początku ostatniego roku. On często wyjeżdżał, więc spokojnie skończyłam rok i obroniłam pracę magisterską.
-            Podobnie ja, tylko z jedną różnicą, jestem radcą prawnym, a nie adwokatem. To biuro, to warszawski pośrednik w handlu nieruchomościami, podlega ministerstwu budownictwa. Płacą nieźle, choć do zarobków adwokatów nie mogę się równać.
-          W Krakowie jest kilku dobrych adwokatów. Jeden z nich zaoferował mi staż w trakcie aplikacji, a potem zatrudnił na stałe. Też nieźle płaci, wystarcza mi na spokojne życie, nawet mogłam kupić samochód. Mam pięcioletniego Wartburga. Mieszkanie mam po ojcu, który zmarł niespodziewanie dwa lata temu na serce.
-          Przykro mi.
-            Mieszkam z mamą, nie chciałam zostawiać je samej. Z Jarkiem wynajmowaliśmy pokój z kuchnią. Po rozwodzie został tam.
-            Dagmara, nie wiem co ty czujesz, ale nic ci nie obiecuję. A co będzie, nie mam pojęcia.
-          Z jednego się cieszę, że nie będę musiała sama jeździć. Pewnie spotkam kogoś znajomego, ale cieszę się że spotkałam ciebie.
-          Ja też się cieszę z tego spotkania. Jak mam być szczery, zapomniałem o tej dziewczynie sprzed dziesięciu lat.
-            Dagmara – zza drzwi rozległ się głos pana Stasia – kolacja gotowa, chodźcie do holu.
Po jedzeniu wyszliśmy na spacer po okolicy. Rozmawialiśmy o dawnych koleżankach i kolegach, kilka osób z Krakowa przeniosło się do Warszawy. Do schroniska wróciliśmy trochę po dwudziestej drugiej. Szybko spać, bo dało znać zmęczenie nocną podróżą. Nad ranem poczułem chłód, kołdra odchyla się i ktoś wsunął się obok mnie.
-          Zimno mi – doszedł do mnie szept Dagmary.
-          To chodź bliżej, nie ugryzę – mówiąc to, przygarnąłem ramieniem chłodne ciało dziewczyny.
Po chwili rozluźniła się i przytuliła mocniej. Przez pidżamę wyczułem, że nie ma bielizny pod spodem. Mruknęła cicho, że już ciepło i zasnęła. Ja nie mogłem już spać. Po głowie chodziły mi tysiące myśli. Podobała mi się, a równocześnie zbyt mało ją znałem, żeby tak szybko się angażować. Poczułem lekkie poruszenie pod kołdrą. To Dagmara mocniej wtuliła się we mnie. Nie zasnąłem już do rana.
 
 
C.D.N.
Oceń to opowiadanie:
{[['']]}

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz